Komentarz WAclaw zbitki WBI

Ale numer

data wpisu: 2019.03.05 | data publikacji: 1997.02.01

 

Ten felieton pochodzi z numeru 1/97 Informatyki. Okazuje się że tak bardzo się nie zestarzał, bo zmiany numerów dokumentów, a również zmiany numerów  kont są dość powszechne. Na przykład split payment spowodował konieczność wpisania w systemy finansowo-księgowe dodatkowego numeru konta bankowego. I dalej jakoś, ci co wprowadzają nowe wymagania nie liczą się z czasem obywatela czy przedsiębiorcy.  

Warto przeczytać ten felieton, szczególnie przez tych, którzy takie długie numery kont uważają za coś naturalnego i mogą się dziwić dlaczego ktoś (ja) na to narzekam.


Przed 1 stycznia 1997 roku banki zaczęły rozsyłać swoim klientom informacje, że zmieniają im numer konta i przepraszają za te niedogodności. Nowy numer różni się w części określającej kod banku oraz w części kontrolnej. W sumie, w moim przypadku, zamiast dotychczas 16 cyfr, będzie tych cyfr 26 plus dwie litery kodu kraju. Być może taka zmiana była konieczna dla ujednolicenia przepływu przelewów pomiędzy bankami.

Tutaj argumentem było, że są to numery IBAN w międzynarodowym standardzie numeracji kont bankowych. (ISO13616), ale szybko okaząło się, ze na 60 krajó w tylko 15 ( wtym PL) wykorzystuje 28 (a nawet więcej znaków), a Belgii wystarczy 14+2 znaki. Polska przyjęła pełną długość, co przy nadmiarze liczby możłiwych numerów kont, spowodowało, że firmy zaczęły korzystać z tych numerów w planie kont i np. każda kolejna polisa miała nowy numer konta (kupując kilka polis trzeba wysłać tych kilka przelewów, zmieniając numer konta, czego nie lubią systemy płatnice banków. Niektórzy chcieli nawet aby każda płatność do dostawcy za kolejny miesiąc miała inny numer  konta - te numer juz nie przeszedł! 

Ale zastanówmy się, za jakie niedogodności jesteśmy przepraszani. Wprowadzenie nowego numeru zajmuje około 20 sekund, jeżeli odpowiednie pole jest już otwarte i nie trzeba go sprawdzać. Nowy numer mojego konta muszę wysłać do co najmniej pięciu płatników, którzy od czasu do czasu przesyłają pieniądze na moje konto. Wszyscy oni muszą wprowadzić u siebie ten numer. Z reguły muszą oni też zmienić numer konta mojego urzędu skarbowego. Z kolei ja muszę zmienić co najmniej dwa numery kont urzędu skarbowego. A więc zmiana ta w przypadku mojej osoby wymaga co najmniej wprowadzenia 12 nowych numerów, co zajmie najmniej w sumie kwadrans, nie licząc czasu na wysłanie i odebranie listów w tej sprawie.

Możemy spokojnie założyć, że jest to godzina pracy. Dla milionów takich, którzy mają rachunki w bankach, są to miliony roboczogodzin. Dodajmy do tego 2 miliony podmiotów gospodarczych, które muszą zmienić w swoich systemach swoje i swoich kontrahentów numery kont (występujących na fakturach) oraz przy wydruku przelewów. Niektórzy będą musieli zmienić pieczątki z numerami swoich kont, a prawdę wszyscy wydrukować nowe papiery firmowe. Ile jeszcze takich niedogodności możemy znaleźć - myślę, że sporo. I tak jeden pomysł daje zatrudnienie, najmniej licząc, 500 tysiącom osobom na miesiąc.

A ile będzie pomyłek i odsyłania przelewów z błędnymi numerami, bądź też poszukiwania wpłat mylnie przelanych na obce konta. Powstaje jeszcze pytanie, jak banki dadzą sobie radę ze zmianą tych numerów w sw'oich systemach w noc sylwestrową. [ten tekst napisałem dnia 23 grudnia 1996 roku]

[ten tekst piszę ju ż 4 stycznia 1997 roku] No i stało się - jeden z banków (nie wiem jak inne) zamknął swoje podwoje 2 i 4 stycznia oraz 3 stycznia przeszedł na operacje ręczne, ograniczając wysokość wypłat. W nieco bardziej nerwowym społeczeństwie mogłoby to wywołać krach finansowy i kryzys gospodarczy. Polacy są jednak cierpliwym narodem i stojąc kilka godzin w kolejkach, jeszcze wierzą że jest to bank państwowy i nie może splajtować. Oczywiście zaczęto poszukiwać winnego i wskazano na cyklistów. Jasne jest, że taka aktualizacja milionów kont wymaga czasu. I nie pomoże tutaj żaden system informatyczny, jeśli użytkownik nie ma wyobraźni.

Z drugiej strony źle się dzieje, że tak łatwo można całą winę zrzucić na informatykę. Niestety, to właśnie informatycy muszą na siebie przejąć odpowiedzialność za tego typu operacje i często gęsto tłumaczyć reorganizatorom, że realizacja kolejnego ich pomysłu będzie kosztować tyle i tyle pieniędzy oraz wymagać określonego czasu. Oczywiście zwiększenie nakładów pozwoli z reguły skrócić okres modyfikacji, ale nie do zera.

Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na konieczność ograniczenia przerzucania kosztów modyfikacji na klientów banku czy też zwykłych obywateli. Zamieszczenie słów przeprosin za utrudnienia i konieczność wydania dodatkowych pieniędzy, jestniewystarczające. Może warto zacząć egzekwować od reorganizatora zwrot poniesionych strat. Jeżeli ktoś chce coś zmienić, niech ponosi wszystkie koszty.

Te spostrzeżenia nie dotycząjuż tylko tej, opisanej sytuacji. Zmiany nazw ulic, ciągłe zmiany przepisów podatkowych i ubezpieczeń społecznych są tylko przykładem. A jeszcze szykuje się wymiana dowodów osobistych, praw jazdy oraz dowodów rejestracyjnych. I już wiadomo, że za wymianę dowodu trzeba będzie zapłacić 10 złotych - dobrze, ale pod warunkiem, że będę mógł to odpisać od podatku.

Wracając do tytułu tego felietonu.

Proszę sobie policzyć, ile różnych numerów każdy z nas musi już mieć gdzieś zapisane i ile z nich musi już znać na pamięć. Co więcej numery te są coraz dłuższe i trudniejsze w zapamiętaniu. Powstaje pytanie, czy w dobie powszechnej informatyki nie można przy okazji tych reorganizacji zmniejszyć liczby tych numerów. Niech będzie tylko identyfikator osobisty, ale bez numeru dowodu, prawa jazdy, itp. Czy część numerów nie może być zapisana z wykorzystaniem liter alfabetu? Po co ten ośmiocyfrowy kod banku, skoro mógłby być czteroliterowy kod - łatwiejszy do zapamiętania?

Wacław Iszkowski

Zastrzeżenie: Opinie i stwierdzenia zawarte w felietonach „zBITki ” są wyłącznie opiniami i stwierdzeniami własnymi autora i nie należy ich utożsamiać z żadną organizacją, instytucją czy firmą, z którą był, jest lub będzie związany autor.