Komentarz terminologia zbitki WBI

Polemika - O języku nowatorów

data wpisu: 2018.05.21 | data publikacji: 2011.06.18

W ślad za dyskusją o tłumaczeniu na polski fachowych terminów informatycznych, otrzymałem list od dra inż. Jacka Wytrębowicza, adiunkta Instytutu Informatyki PW wraz z listem jednego z jego studentów Pana Pawła Srokosza. [zamieszczam za ich zgodą fragmenty tych listów oraz mojej (nieco przydługiej) odpowiedzi]

[Z listu dra Jacka Wytrębowicza]

Panie Wacławie,

Staram się uczyć studentów aby w mowie i piśmie używali polskiego słownictwa informatycznego a nie „polanglo". Nie jest to łatwe, gdyż łatwiej im mówić niechlujnie i żargonem – więc bronią się z zacięciem.

Może zaciekawi pana polemika jaka ostatnio się wywiązała po poleceniu grupie studentów lektury pańskiej strony http://iszkowski.eu/terminologia.

Właściwie wyzwalaczem był tekst prof. Wojciecha Cellarego http://iszkowski.eu/wcellary

Pierwsza reakcja mnie zaskoczyła:

Jacek Wytrębowicz


[Dalej z listu studenta - Pana Pawła Srokosza]

Dzień dobry, zapoznałem się z tekstem i niestety argumentacja w nim zawarta wzbudziła we mnie dość duże wątpliwości.

Autor tekstu napisał: "Jeszcze ważniejsze jest zachowanie jednolitych zasad gramatycznych. Wszyscy powiedzą po polsku: co kupiłem? – namiot; co czytałem? – artykuł; co odebrałem? – telefon. Nikt nie powie przecież: czego kupiłem? – namiota; czego czytałem? – artykuła; czego odebrałem? – telefona. Zatem dlaczego wiele osób mówi: czego wysłałem? – mejla; czego odebrałem? – SMSa; czego napisałem? – bloga."

Autor zarzuca, iż ludzie posługując się neologizmami, posługują się w zdaniach złym przypadkiem (tutaj: dopełniaczem zamiast biernikiem). Dość oczywiste jest to, że nie odbieramy (czego?) SMSa (komuś), a odbieramy (co?) SMS/SMSa. Jednak nie tego tyczy się problem odmiany tych słów - przykład został źle sformułowany.

Faktycznym problemem jest tutaj posługiwanie się formą dopełniaczową lub mianownikową w funkcji biernika. Nie jest więc problemem przypadek, a bardziej odmiana danego wyrazu. W języku polskim przyjęło się, że dzielimy rzeczowniki męskie na nieżywotne (które zazwyczaj biernik mają równy mianownikowi) i żywotne (w których biernik jest równy dopełniaczowi). W tym wypadku SMS jest rzeczownikiem zdecydowanie nieżywotnym, więc faktycznie, poprawna forma brzmi "co odebrałem? SMS". Z drugiej strony, w języku pojawiają się często formy oboczne lub wyjątki. Przykładowo - zazwyczaj "gramy w golfa" lub "w tenisa", a nie "w golf" lub "w tenis". Dlaczego SMS nie miałby być takim wyjątkiem? (obecnie słownik dopuszcza "odbieranie SMSa" jako formę potoczną).

Autor pisze wcześniej: "Zgodnie z pierwszym, nowość należy wyrażać jak najbardziej zrozumiałym językiem, adaptując słowa powszechnie używane. Zgodnie z drugim podejściem, do wyrażenia nowości należy tworzyć nowe terminy. (...) Skutkiem drugiego podejścia jest wytworzenie hermetycznych pseudo‐elit opartych na próżności, komunikujących się sobie tylko zrozumiałym językiem, które blokują wdrożenia nowości na skalę społeczną."

Moim zdaniem problemem nie jest tutaj "próżność hermetycznych pseudo-elit" (co pachnie mi trochę teorią spiskową i tzw. "filmami z żółtymi napisami"). Problemem jest zbyt wolne tempo z jakim język adaptuje nowe słowa, które zresztą są efektem coraz to szybszego postępu technologicznego. W polskim niestety mamy ogromne tendencje do form opisowych np.

Stosowanie takich długich określeń, szczególnie wielokrotnie, powoduje, że tekst przestaje być przystępny dla czytelnika, tracąc na dynamice (która jest szczególnie istotna, gdy przedstawiamy jakieś novum). Takie określenia naturalnie nie są atrakcyjne, wprowadzane są sztucznie.

Pominę już zapominaną często rolę Internetu w propagowaniu innowacji. Stosowanie własnych spolszczeń obniża widoczność tekstu i możliwość prostego wyszukiwania. O nowej rzeczy najczęściej dowiadujemy się słysząc angielskie określenie. Naturalnie więc będziemy szukać w tekście określeń brzmiących podobnie, nie odbiegających zbyt mocno od oryginalnego odpowiednika. Istotna jest również wirusowość określeń. Przykładowo, w write-upach (!) z zawodów CTF (!) często wspomina się o pwningu (od "pwnage", określenia z gier komputerowych, będącego zniekształconym "ownage"), czyli zadaniach polegających na przejęciu kontroli nad daną usługą czy systemem komputerowym poprzez wykorzystanie podatności w oprogramowaniu.

Instytut PWN humorystycznie posłużył się tym określeniem, wymyślając nazwę dla swojej konferencji (https://www.instytutpwn.pl/konferencja/pwning/)

Na zakończenie, nieco przekornie, posłużę się kolejnym cytatem z tekstu: "Zrozumiałość języka używanego przez nowatorów jest bardzo ważna. Generalna zasada jest taka: jeśli ktoś ma do przekazania coś ważnego, to mówi jak najprostszym językiem, aby jak najwięcej ludzi go zrozumiało, natomiast jeśli ktoś nie ma nic ważnego do przekazania, to mówi tak skomplikowanym językiem, aby jak najgłębiej ukryć pustotę."

Pozdrawiam - Paweł Srokosz


[Dalej wypowiedź pana dra Jacka Wytrębowicza w liscie do studentów]

Szanowni Państwo,

Cieszę się, że nie jest wam obojętne jakim językiem posługujecie się, że potraficie poprowadzić ciekawą polemikę w dziedzinie, która niby techniczną nie jest. Jako studenci PW i jej przyszli absolwenci jesteście autorytetami, dla wielu osób, również w dziedzinie języka technicznego. Wpływacie tym samym na wasze otoczenie, kształtując jego przyzwyczajenia.

Świadomość językowa i refleksja nad terminologią pomagają nam być nie tylko lepiej rozumianymi i postrzeganymi ale i wpływać na zmiany języka polskiego, na to jak zaczynają lub przestają mówić inni. Truizmem jest stwierdzenie, że naczelną funkcją języka jest komunikacja między ludźmi, choć warto zwrócić uwagę na to, że ta komunikacja to nie tylko przekazywanie treści ale i emocji oraz szacunku dla odbiorcy. To jak mówimy wpływa również na to jak jesteśmy postrzegani. Zatem gorąco namawiam was na rozmowy i refleksje dotyczącą stylu czy formy wypowiedzi, oraz używanej terminologii.

Co do „próżności hermetycznych pseudo-elit" – cóż jest to zjawisko socjologiczne, z którym można się spotkać wszędzie, niezależnie od kraju czy dziedziny zainteresowań. Członkowie takich społeczności chętnie tworzą specyficzny język, służący identyfikacji i elitaryzacji danej grupy. Gdy zaczynamy posługiwać się niezrozumiałymi w danym otoczeniu językiem ryzykujemy otrzymanie łatki „specjalista" lub „snob".

Język kształtują jego użytkownicy a nie językoznawcy czy poloniści. Reguły językowe definiowane są przez językoznawców na podstawie obserwacji żywego, zmieniającego się języka, a nie na odwrót – to nie reguły kształtują język. Definiowane są one z ciekawości badawczej, bywają użyteczne w nauce języka i w posługiwaniu się nim.

Przypuszczam, że zwroty „odebrałem SMSa" czy „napisałem bloga" uznane zostaną za poprawne, gdyż tak będzie mówiła większość użytkowników języka polskiego – czas pokaże. Choć ja „piszę wiadomość", „wysyłam SMSa" i „piszę na blogu".

Jako innowatorzy, jako inżynierowie, częściej niż inni mamy potrzebę wprowadzanie neologizmów i nie ma w tym nic złego, pod warunkiem że te neologizmy są w ogóle potrzebne i jesteśmy rozumiani. Neologizmy mogą być ładne i brzydkie, jedne się przyjmują inne nie. Przykładem neologizmów, które mi się podobają, są: „kolesław" (brzmi jak staropolskie imię) i „pamięć kieszeniowa" (tak mój nauczyciel Andrzej Woźniak nazywał cache memory).

Wracając do problemu anglicyzmów. Czasami mam wrażenie, że język polski przekształca się w kolejny język kreolski, że upodabnia się do języków „afroangielskich". Gdy wokół słyszę „idziemy na czikensy", „mam spotkanie z kastomersami", ... , wówczas trochę smutno mi się robi, choć być może wypowiadający te słowa czyją się cool, czują  się dowcipnymi osobami. Jeden z polskich erudytów (chyba Robert Stiller w książce „Pokaż język", którą notabene polecam i przepraszam, że nie mam czasu teraz tego sprawdzić) napisał, że przez wieki zanika liczba języków narodowych, że globalizacja i internet tylko przyspieszają ten proces, że z biegiem lat ostanie się kilka/kilkanaście języków i polski niekoniecznie będzie wśród nich.

Pytacie:

Pozdrawiam - Jacek Wytrębowicz

Ps. Wszyscy borykamy się z problemem przekładania terminów angielskich na polskie. Nie zawsze szybko znajdujemy dobry odpowiednik. Brakuje nam dynamicznie aktualizowanego fachowego słownika angielsko-polskiego. Może spróbujmy go zacząć budować? Teraz gdy piszecie swoje artykuły i prace magisterskie, możecie notować bardziej lub mniej kłopotliwe terminy i ich tłumaczenia. Może ktoś napisze jakiś serwis WWW, na którym można by to opublikować i aktualizować. Póki co mogę zbierać wasze propozycje.

Pozdrawiam -  Jacek Wytrębowicz


[ I moja odpowiedź na te listy]

Panie Jacku,

Z zainteresowaniem przeczytałem Pana niezwykły list do studentów w sprawie terminologii. Bardzo ciekawym jest też list Pana Srokosza. I co więcej zgadzam się z większością zawartych tamże stwierdzeń. Szanując zaangażowanie Prof. Cellarego w upowszechnianie informatyki nie zawsze się z nim zgadzam, gdyż nikt – łącznie ze mną – nie ma monopolu na jedyną prawdę w tym tak złożonym świecie. Ankieta na temat rozumienia podstawowych terminów informatycznych była zaskoczeniem – jak bardzo się różnimy się w tym jak przetłumaczyć np. information technology.

Nieco historii

Przy tej okazji chciałbym przypomnieć kilka faktów z dawnych lat, gdy pracowałem w Instytucie. Jak dziś pamiętam seminarium w IPIPAN w PKiN gdzie zdecydowano, że od zaraz termin angielski file będziemy tłumaczyć na polski plik zamiast jako zbiór. Stało się to po pojawieniu się języka Pascal, gdzie były zdefiniowane słowa kluczowe: file i set . Tę decyzję udało się szybko wprowadzić w życie i po roku tylko niepoprawni operatorzy w ośrodku obliczeniowym zakładali taśmy ze zbiorami, a nie z plikami.

Nieco bardziej kłopotliwe było nazwanie katalogu plików – myśmy mówili katalog plików, południe Polski – kartoteka plików. Potem udało się południe przekonać do katalogu, który chyba przez lokalizację produktów Microsofta został folderem ( w systemie Apple jest to dalej katalog).

W naszej dziedzinie – systemach operacyjnych oraz programowaniu współbieżnym coraz to musieliśmy ( z Markiem Manieckim) dyskutować o tłumaczeniu polskich nazw kilku terminów. Dyskusje były o takie pojęcia jak: ekstrakod czy zlecenie; instrukcja czy rozkaz; proces czy wątek i wreszcie jak przetłumaczyć deadly embrance i deadlock – my wybraliśmy zakleszczenie, inni używali – impas, zastój.

Potem polską terminologią zajął się JB (Jan Bielecki), który w swych licznych książkach o językach programowania w różnych środowiskach tworzył wiele nieoczekiwanych nazw polskich – klik, klikać , tupnąć, mlask, dwumlask, itd. – niektóre wzbudzały uśmiech – inne się przyjęły.

I wreszcie przyszły czasy firm zagranicznych na polskim rynku, które zaczęły lokalizować swoje produkty. Niestety czasem robiły to zespoły tam za granicą korzystając tylko ze słownika ang.-pol. – efekty były żałosne. Ale pojęcie Schowek jako Clipboard wymyśliła podobnież Irlandka polskiego pochodzenia. Do dzisiaj sytuacja już się ustabilizowała. Udało się wprowadzić termin serwer (na wzór rover – rower), ruter (nieco naciągany) i z braku lepszego pomysłu interfejs (sprzęg i międzymordzie się nie przyjęło).

Ale też nie wszędzie – stale pojawiają się nowe terminy pojęć z nowych rozwiązań informatycznych.

Czy warto tłumaczyć na polski? 

W tych dyskusjach cały czas przewijało się pytanie czy warto tłumaczyć te angielskie terminy. W okresie gdy o informatyce w swoim gronie dyskutowali informatycy nie wydawało się to konieczne, gdyż oni się rozumieli. A przetłumaczone – często lokalnie terminy – mogły się w innych regionach Polski okazać niezrozumiałe. Istotne było też spostrzeżenie (tutaj przypomniane przez Pana Srokosza), że często polskie nazwy pojęć były opisowe – dłuższe. Rzeczywiście tłumaczony na polski podręcznik angielski bywa około 1,5 raz dłuższy (a na rosyjski dwa razy dłuższy).

Powyższe stwierdzenie musiało się zmienić, gdy informatyka zaczęła być używana poza środowiskiem informatyków. Wtedy koniecznym było przetłumaczenie na polski instrukcji użytkowania oraz pojawiających się na wydrukach komunikatów czy też poleceń (na szczęście pierwsze próby tłumaczenia słów kluczowych języków programowania zostały zaniechane) systemowych. I tutaj stało się istotnym, kto ma dokonać tych tłumaczeń – to powinni zrobić informatycy, którzy lepiej rozumieją istotę funkcjonalną i techniczną każdego z pojęć. Bez tej wiedzy trudno byłoby dobrać odpowiednie polskie określenie.

Tłumaczenie niekontrolowane

Jednakże w wielu przypadkach informatycy nie zdążali z takim tłumaczeniem – tłumaczenia dokonywali tłumacze (np. Komisji UE), dziennikarze a ostatnio prawnicy. W ten sposób w polskim języku pojawiły się: komórka, smartfon, esemes, mejl, łapka, tłit i wiele podobnych – dobrze przyjętych. Ale też upowszechniono niezrozumiałe ICT i polskie TIK oraz myląca (niepoprawna w sensie opisu technicznego) chmura obliczeniowa. Udało się prawie już przekonać do zaniechania używania ICT na rzecz teleinformatyka oraz przynajmniej częściowo do używania przetwarzanie w chmurze zamiast chmury obliczeniowej.

Sporym problemem jest używanie cyber-bezpieczeństwo (cyber security) versus bezpieczeństwo systemów teleinformatycznych. Udało się ustalić źródło tych obu pojęć – cyber… jest używane przez armię amerykańską oraz NATO – stąd również w polskim środowisku wojskowo-policyjnym mamy cyber-. Z kolei w dyrektywie UE o security – pojęcie cyber użyto tylko cztery razy w odniesieniu do nazw agencji, a dyrektywa posługuje się pojęciem security of information and network systems (występuje 65 razy) co na polski tłumaczy się bezpieczeństwo systemów teleinformatycznych dokładnie opisujące ten problem.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na tłumaczenie dyrektywy o prawach autorskich…, gdzie frazę copy of the program przetłumaczono jako kopia programu, gdy z kontekstu wynika, że jest to egzemplarz programu. A jest to z prawnego punktu widzenia ogromna różnica.

Zachęta do prac na terminologią

Pisząc powyższe zachęcam do zajmowania się od czasu do czasu terminologią, szczególnie w odniesieniu do nowych pojęć w języku angielskim. Każdy informatyk – student, dyplomant, adiunkt, specjalista, profesor ma takie same predyspozycje do proponowania polskich terminów, gdyż często znalezienie odpowiedniego co do znaczenia i akceptacji polskiego terminu jest wynikiem „oświecenia umysłu – to jest to”.

Oczywiście uzyskanie konsensusu na rzecz danego nowego pojęcia jest zawsze trudnym procesem – język polski jest dość odporny na nowe znaczenia dotychczasowych pojęć i nie bardzo akceptuje nowe słowa. Ale z drugiej strony nie dba się o zaśmiecanie języka anglicyzmami w stylu powierzchnia eventowa czy też przytoczone przez Panów.

Dyskusje o terminologii

Miejscem dyskusji o nowych polskich terminach powinna być Rada Języka Polskiego - Zespół Terminologii Informatycznej, ale nie działa aktywnie – ostatnio zaproponował nazywać po polsku Big Data jako gigadane.

Również w PTI jest Sekcja Terminologii Informatycznej (STI), która od czasu do czasu na swojej liście (można się tam zapisać nie będąc członkiem PTI) podejmuje w kilkuosobowym gronie dyskusje na temat jakiegoś terminu. Czasem z nich korzystam. I wreszcie jest moja strona http://www.iszkowski.eu/terminologia , którą dość aktywnie wypełniam treścią i jestem gotów ją dalej uzupełniać różnymi propozycjami nazw nowych terminów, również przy waszej współpracy. (...)

Z serdecznymi pozdrowieniami  - Wacław Iszkowski


[i na koniec jeszcze drugi list Pana Srokosza z 20 maja]

Dzień dobry,

Cieszę się, że moja wypowiedź spotkała się z tak pozytywnym odzewem. Zgadzam się również z dr. Iszkowskim, że problem z terminologią informatyczną staje się widoczny głównie wtedy, gdy wychodzi ona poza środowisko informatyków np. przy formułowaniu aktów prawnych.

Przytoczony jako przykład przedrostek "cyber-" był na tyle "nadużywany" przez media, że ostatecznie dość mocno osadził się w języku polskim m.in. pod postacią "Wydziału do walki z Cyberprzestępczością Komendy Stołecznej Policji" czy też "Ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa" (w której projekcie przedrostek "cyber" pojawia się 91 razy). Myślę więc, że tym bardziej powinniśmy dbać o to, by język przede wszystkim służył nam samym (jako ludziom, nie tylko jako specjalistom) - szczególnie w czasach, gdy ilość informacji w obiegu jest tak duża.

Oczywiście zgadzam się na upublicznienie mojej wypowiedzi.

Pozdrawiam - Paweł Srokosz